czwartek, 21 sierpnia 2014

Delicate

Jestem tylko człowiekiem. Nie przewiduję przyszłości, często pozwalam się rozkładać przeszłości w moim umyśle, dając przyzwolenie, by fetor biegłych wydarzeń wdarł się w moje myśli, by nim przesiąkły, a potem grzebię je wraz z tym co było, bo przez nie znów tracę teraźniejszość. Znowu zasypuję jej cząstkę, rodzące się przyszłe historie i tkwię próbując oczyścić umysł ze stęchlizny.

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem ideałem. To prawda. Sama często powtarzam, że mam dobre serduszko, tylko wyjątkowo chujowy charakter. Dużo przez to tracę, ale i często na tym zyskuję. Można się sprzeczać, czy to dobrze czy źle, tylko, kto z nas jest bez winy? A kto na siłę próbuje udowodnić światu, że jest lepszy, niż pokazuje rzeczywistość? Na pewno nie ja.

To śmieszne, kiedy po raz kolejny uświadamiam sobie, że żywię dwa przeciwstawne uczucia do jednej mojej cechy. Kocham swój egoizm, ale częściej go nienawidzę. To rozstraja moje myśli.

Mam patologiczną potrzebę bliskości.
Mimo to nie daję się dotknąć. Nie pozwalam się poznać.

To mnie rujnuje i równocześnie utrzymuje przy życiu. Kiedy moja opowieść zatacza koło, myśli rozsypują się w pył.


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

We never change

Często jestem zbyt niepewna siebie. Zarówno w relacjach z innymi, jak i w zderzeniu z rzeczywistością. To pewnie nie zabrzmiałoby wiarygodnie w uszach moich znajomych, bo staram się to ukrywać na wszelkie możliwe sposoby. A jednak często walczę z tym w zwykłych codziennych sytuacjach. Mimo, że bywa, iż wychodzę na przemądrzałą, niepokorną, to jednak tkwi we mnie i nie daje o sobie zapomnieć.

Jestem nieśmiała, zamknięta w sobie. Owszem, to nie jest tak, że nie potrafię sobie poradzić w sytuacji, gdy poznaję kogoś nowego, że odwracam wzrok, twarz i nie umiem wydusić z siebie słowa. Nie, ja często maskuję swoją nieśmiałość głupimi żartami, gadaniem o głupotach, śmiechem. A mimo to wewnątrz mnie aż skręca, bo to tylko powierzchowne. Wszystkie moje ruchy i słowa są nerwowe, pełne emocji, trzeba się im przyjrzeć z bliska by dostrzec, że jestem ogromnie skrępowana, że mówienie przychodzi mi z trudem. Że trudno mi nie spuścić wzroku i nie ściszać głosu, nie urywać końcówek wyrazów.

W życiu trudno polegać na słowach: "Siedź w kącie, znajdą Cię". Tak naprawdę trzeba czerpać z niego ile się da, robiąc to rozsądnie. Jednak, gdy w człowieku tkwi przekonanie, że nie zasługuje na to co dobre, pojawia sie iskierka zwątpienia we wszystko co się robi. Naiwne, prawda? Często myślę, że mój perfekcjonizm, z którym zacięcie walczę, to tylko kolejna oznaka tego, że sama w siebie nie wierzę.

Wiem, że kiedyś było trudniej. Inaczej. Były czasy, kiedy nie potrafiłam chociażby uwierzyć, że kiedyś coś dobrego mi się przydarzy. Ba, to, że będę w stanie zawalczyć o swoje szczęście wydawało się największym absurdem, o jakim mogłam słyszeć. Nie potrafiłam zrozumieć, że mój los leży wyłącznie w moich rękach, że nikt nie pociąga za sznurki, a fatum to tylko smutna legenda.

Potem przyszedł czas na zmianę poglądów. Na dostrzeżenie tego, że nie trzeba być najlepszym, czy nawet wyjątkowo dobrym, by osiągnąć swoje cele. Wystarczy spory nakład pracy i wkład serca. Może nie wszystkie bariery da się przeskoczyć jednym susem, ale dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą.

Długo żyłam w tym przekonaniu i wciąż myślę, że to jedna z najważniejszych zasad w życiu - zawsze próbować. A mimo to mam tyle wątpliwości co do siebie. Mam sobie tyle do zarzucenia, znowu bardzo mocno sobie nie ufam i czuję, że stoję z tyłu. Chciałabym kiedyś czuć, że w swoich oczach jestem dobra taka jaką jestem od zawsze. Że nie trzeba wielkich zmian, by po raz kolejny podwyższyć poprzeczkę. Chciałabym być pewna siebie, a równocześnie nie sprawiać wrażenia zarozumiałej. Odnaleźć swój złoty środek i nie zastanawiać się nad tym nigdy więcej.

Nie wiem jak się z tego wyleczyć, w jaki sposób dać sobie szansę. Może jeszcze nie dorosłam, może za mało się staram. Czasem jest mi po prostu trudno, gdy zauważam, że niewiele się w tej kwestii zmienia na przestrzeni lat. Zwłaszcza, kiedy dostrzegam, że są ludzie, którzy od długiego czasu wierzą we mnie bardziej, niż ja sama.


środa, 13 sierpnia 2014

Earth to bella

Trochę to przykre, że nasza historia zatacza koło rok w rok. Że gdzieś pośród własnych uciech, oddawania się temu, co ważne i ważniejsze nie znajdujemy czasu dla siebie nawzajem. Tak celebrujemy nasze wakacje - z daleka od siebie. A mi z roku na rok przychodzi to coraz trudniej. Chciałabym Ci to powiedzieć prosto w oczy, Chloe, ale Twoich oczu nie widziałam już od prawie dwóch miesięcy. Brakuje mi ich widoku, Twojego zapachu, głosu. Brakuje mi każdej najmniejszej cząstki Ciebie, bo czuję się zsunięta na margines Twojego życia. Tak jakby było w nim miejsce tylko dla jednej osoby...

Każdego dnia wchodzę na Twoją zupę, by sprawdzić, czy wszystko w porządku. Czasem gdy to robię, czuję się trochę, jakbym z Tobą rozmawiała, choć Ty nie masz teraz na to czasu. Czasem czuję, jakbyś miała do mnie żal, że nie próbuję być obok na siłę. Wiesz, trochę się martwię, taka już jestem, nigdy nie pozbędę się myśli, że wciąż jesteś malutką dziewczynką, która dzwoni do mnie w środku nocy i płacze, żaląc się na całe zło wszechświata do słuchawki. Maleństwem, które trzeba tulić w ramionach, przystając co kilka metrów, bo znów masz łzy w oczach. Widzisz, ja to wszystko pamiętam, mam to wyryte w pamięci. Wszystkie wspólne spacery, moje nagłe "już jestem" i każdą rozmowę, każdy smutek. Nasze piosenki, moje wyrzuty, Twoje rozczarowania mną. Pamiętam swoje beznadziejne pocieszanie Cię.

Gdzie jesteś, kiedy ja potrzebuję chodzić polnymi ścieżkami i rozpadać się co 2 metry?

Ja tak tego nie przeżywam. Przerabiam Twoją historię, ale w zupełnie inny sposób. Nie płaczę wieczorami i nie złoszczę się o to, co nieuniknione. Jasne, czasem jest mi cholernie przykro i najlepszym wyjściem wydaje się zaszycie się w samotności i przeczekanie. Ty wiesz, że ja nie potrafię być słaba za długo. Że im więcej kłód pod nogami, tym szybciej jestem się w stanie z nimi uporać. Cieszę się z drobiazgów o wiele bardziej niż zazwyczaj. Świętuję każdą chwilę tutaj i ciągle chciałabym więcej. Mam w sobie pokłady tęsknoty za tym, czego nawet jeszcze nie doświadczyłam. Kocham, tak jak jeszcze nigdy nie kochałam, inaczej, dojrzalej, jestem tak szczęśliwa, jak jeszcze nigdy nie byłam. Wiem, że pewnie mnie nie rozumiesz, chociaż chciałabym żeby było inaczej. Chciałabym Ci to wszystko wyjaśnić, powiedzieć, ale nie mogę. Jedyna osoba, która musiała wiedzieć, wypowiedziała to za mnie. I wybrzmiało w moich uszach, o jeden raz za dużo. A mimo to chciałabym razem pomilczeć. Bo nie wiem co mogłabym Ci teraz dać od siebie, jakie słowa wyraziłyby to wszystko co od kilku tygodni zbywam słowami: "To jest do przerobienia w cztery oczy. To nie jest rozmowa na sms'y etc.". Układałam to sobie w głowie od dawna, myślałam nad tym bardzo długo, ale ta historia w mojej głowie się kruszy, bo ma zbyt wiele płaszczyzn. Nie da się opowiedzieć wszystkiego na raz.

Cieszę się, że wszystko się ułożyło. Udało Ci się. Jesteś tam gdzie chciałaś być. Jeśli nie ma w tym miejsca dla mnie... Trudno. Dla Ciebie zawsze będzie miejsce w moim sercu. Nawet jeżeli nie będę mogła Ci wszystkiego opowiedzieć.

Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że odżyłam; że udało mi się wreszcie wyjść na prostą i znów poczuć prawdziwe szczęście. Moje szczęście, które pachnie wieczornym powietrzem po deszczu, podczas spaceru; ma słony smak kropel potu na całym ciele; które jest w dotyku ciepłe i delikatne, gdy wspólnie splatamy dłonie i usta. To mi daje siłę, by radzić sobie na co dzień. Chwila melancholii przychodzi zupełnie niespodziewanie, bo przecież mam własną sielankę. Pięknie brzmiąca "noc spadających gwiazd" zawsze wpływa na mnie w taki sposób. Może gdyby wczorajszy wieczór był inny, gdyby nie był samotnym opieraniem policzka o zimną szybę, byłoby łatwiej. Gdyby przeżywać to razem, wspólnie. Z głową na Kocim ramieniu i z myślami, bliskimi Tobie, Chloe, czekając aż znów się pojawisz obok. Dziś miałaś tu być, a jednak wciąż coś jest ważniejsze. Nic nie poradzę, że jestem kiepska w byciu ważną.

A tak brzmiał nasz początek, pamiętasz? Zabawne, że odnajduję tę piosenkę akurat teraz, zupełnie przypadkiem. Zabawne, że to akurat ta piosenka. Może warto się trochę cofnąć, by móc z powrotem wyruszyć do przodu.


poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Bezpowód

Jesteśmy pokoleniem niedopowiedzeń. Przemilczeń, niewypowiedzeń ciszy. Pokoleniem, w którego rzeczywistość brak miejsca na nicość i nijakość. Wieczny szum, zagłuszanie, urywanie wypowiedzi. Wieczne "za chwilę", "dokończę później", "jutro". Wieczny bałagan i chaos, myśli i wypowiedzi. Pourywane konteksty, poszarpane emocje, ponadgryzane koniuszki języków. Żeby przypadkiem nie powiedzieć jednego słowa za dużo.

Jesteśmy pokoleniem nieładu. Nie układamy wszechświata ani w naszych głowach, ani nawet nie mamy w planach go układać. Nie wierzymy, że da się cokolwiek uporządkować, uregulować. Usprawnić. Mamy marzenia, które graniczą z mrzonkami; nadzieje, których nie jesteśmy pewni. Przemyślenia, które chowamy sami przed sobą - nie na dnie szuflady, nie w kieszeniach. One gromadzą nam się na opuszkach zmarzniętych dłoni, które czasami potrzebują, by ktoś je mocno chwycił i pokazał, którędy iść. Pod podeszwami butów, gdy niepewnie stawiamy kroki w przyszłość. 
Kryją się za misternym uniesieniem kącików ust, w cynicznym uśmiechu. Pod powiekami, kiedy uciekamy w sen.
Jesteśmy pokoleniem, które wierzy w nic. I nawet tego nie widzi. Bo wokół przecież wszystkiego jest aż nadto. Dookoła wieczny hałas, tłok, przesyt. Tylko w środku jakoś tak pusto. Nijako. 
Tylko chwilami jakoś tak przykro, że uciekło to nasze dzieciństwo, a dorosłość jeszcze nie nadeszła. Że dokonaliśmy już niejednego wyboru i niejednego gorzko pożałowaliśmy. 

Tylko chwilami głupio, że są tacy, którzy TYLKO w to wierzą.

Ja nie wierzę w dobre zakończenia i złe początki, w zwroty akcji i napięcie, które wokół siebie budujemy. Wierzę natomiast w cele. Bez półśrodków, ciszy. Może jutro będzie gorzej, ale jeśli jest do czego dążyć, to warto. I jeśli nawet nie umiemy dziś zdefiniować świata, ubrać go w słowa, czy cokolwiek innego, jeśli nie potrafimy się w nim odnaleźć i nie potrafimy go zmienić... Przecież nikt nie każe nam nic zmieniać. My po prostu, powinniśmy mieć do czego dążyć.
My po prostu nie powinniśmy wiecznie niedopowiadać naszego życia. Prawda, Kocie?


Dzisiaj dla odmiany kilka słów bez akompaniamentu muzyki.

ciepło nieutulone
i oczy niedomknięte
sny nieuspokojone 
wprost spod powiek 
wyjęte

oczy podszyte łzami
zaszyte milczeniem usta
i przestrzeń między słowami
prawdziwie niczyja
pustka

niedziela, 3 sierpnia 2014

Elektryczna

Wdech. Wydech. Jestem tak pozytywnie naelektryzowana, pobudzona do życia, że chwilami zapominam, że gdzieś w między czasie muszę zaczerpnąć powietrza w płuca. Cholernie potrzebowałam tego ruchu, dosłownie i w przenośni. Coś zaczęło się dziać, coś utknęło w miejscu, ale w końcu zregenerowałam się na tyle, by móc poczuć dawną iskrę.

Nie lubię stagnacji, poczucia, że stoję w miejscu. Szukam zawsze nowego, nieznanego, by móc bawić się tym i poznawać od zera. Rozleniwiłam się przez ostatnie trzy lata, stanęłam gdzieś z boku i przyglądałam się innym - zamiast poświęcać czas sobie, cieszyłam się z cudzych uciech. To był wielki błąd - zamiast doświadczać nowego, nie-mojego, utkwiłam na chwilę i ciężko mi się było z tego wygrzebać.

Może problem tkwi we mnie. W tym, że nie dopuszczam ludzi do swoich pasji; że egoistycznie kocham poświęcać się temu, co lubię, w kompletnej samotności. Może po prostu świata nie interesuje to, co robię dla siebie, więc nikt nie zadaje sobie na tyle trudu, by choćby zapytać, co schowałam ostatnio do szuflady, a tylko podsuwa mi swoje pismo pod nos. Nie wiem, nie oceniam. Kiedyś lubiłam czuć się ważna, dzięki temu, że coś mi wychodzi. Lubiłam słuchać komplementów, wystawiałam się na krytykę i to mi pomagało. Teraz nie odkrywam się z tym, bo nie potrzebuję poklasku. Sama wobec siebie jestem najsurowszym krytykiem.

Czasem tęsknię do czasów, kiedy kompletnie amatorsko bawiliśmy się w teatr. Kiedy po każdym zejściu ze sceny nabijałam sobie kolejne siniaki, bo w naszym spektaklu Mały Książę upuszczał różę i padał na ziemię z wielkim hukiem. Kiedy ślizgałam się po posadzce, bo Alicja z Krainy Czarów chciała wszędzie zajrzeć, skupiała na sobie spojrzenia każdego widza i nie mogła ustać w bezruchu. Kiedy mogłam wyjść, być sobą, nie będąc sobą i czuć, że komuś może się to podobać.

Potem każdej z nas zabrakło na to czasu, nikt nie chciał się dziecinnie bawić w przebieranki. Zostawiłyśmy za sobą te nasze malutkie sukcesy, sukcesiki i zamknęłyśmy za sobą pewien etap. Nie byłam tą, która tego chciała, a jednak to ja musiałam rozmawiać z naszą panią Jot, tłumaczyć się za innych i widzieć żal w jej oczach, bo ten wspólny czas był mimo wszystko dobry.

Próbowałam w życiu różnych rzeczy, nie wszystko szło tak jakbym chciała, zarzucałam zaciekawienie jednym tematem i natychmiast znajdywał się inny. Są rzeczy, które towarzyszą mi od zawsze, jak moje rysunki, ołówki i słowa. Są takie, do których pewnie nigdy nie wrócę, jak piękna gitara nad moim łóżkiem. Przez lata nauczyłam się doceniać to, co robię. Cieszyć się z tego na tyle, na ile tylko potrafię. Pokochałam swoje małe pasje i czerpię z nich energię w każdej chwili załamania. A mimo to, ten rok był inny. Przyniósł sporo potknięć i brak chęci do robienia czegokolwiek. Uciekła mi ta radość z własnych dziwnych wyobrażeń o świecie i z własnego kreowania rzeczywistości. Może to musiało kiedyś przyjść, by móc na nowo odżyć.

Teraz odzyskałam energię. Chęć do poszukiwania w sobie, tego co jeszcze nie odkryte i przelewania tego na papier. Próbuję zrozumieć, odnaleźć się w nowej sytuacji, odkryć swoje dotychczasowe błędy. Rozpalić relacje, które przygasły, bo ja się zaczęłam wypalać. Znowu widzieć, słyszeć, rozumieć własne uczucia, bez poczucia, że ciągle coś tracę, gdy rezygnuję z chwili na wyciszenie.

Pozamykałam pewne jątrzące się sprawy, wyszłam na czysto ze wszystkim, co musiałam do tej pory zrobić i właściwie, na dzień dzisiejszy, z każdym dniem czuję się lepiej. W głowie kołaczą mi myśli o przyszłości pełnej tęsknoty, ale nie chcę tracić radości z ich powodu. Wolę szukać w sobie kolejnych pokładów energii, widzieć to wszystko tak, jak sobie to wymarzyłam. Odnaleźć w końcu spokój w sobie i przełożyć to na swoje zdrowie. Niedługo czeka mnie kolejne dwa tygodnie męczenia się z własnym ciałem, chociaż nie widzę w tym głębszego sensu. Sama pomogłam sobie najbardziej, zmieniając dotychczasowe nawyki. Ruszając do przodu. I tego się trzymam - roztkliwianie się nad ubiegłymi historiami przynosi tylko gorycz, ból albo stagnację.

Czasem tęsknię do tego co było kiedyś, ale potem przypominam sobie, że dziś jest wspaniały dzień, by utrwalić go w pamięci na przyszłość. By móc kiedyś zatęsknić za teraźniejszością. I staram się uczynić go takim, zapisać, zapamiętać. I odnajduję w głowie migawki, patrzę z dumą na to co kiedyś utrwaliłam. I wiem, że warto.


Znalazłam kilka swoich słów z ubiegłej jesieni. Zabawne, że teraz są mi o wiele bliższe, niż były, gdy je zapisywałam, najpierw na skrawku kartki, a potem na klawiaturze komputera.

"Pada. Jesienna pogoda nagle staje się usprawiedliwieniem dla wszystkich złych nastrojów, niezadowolenia i posmutniałych twarzy. Pytanie tylko, co usprawiedliwiało wykrzywione miny nim z nieba polały się pierwsze strugi.


Gdzieś pomiędzy pogonią za wyznaczonymi celami a przeżywaniem teraźniejszości, w życie większości z nas zaczyna wkradać się źle pojęty cynizm. Zaczynamy tracić wiarę we wszystko, co ludzkie. We wszystko, za co nie możemy nic otrzymać lub co ktoś daje nam od siebie, nie wymagając niczego w zamian. Codziennie widzę, jak ludzie coraz bardziej wpatrzeni we własne „ja”, uważający się za inteligentnych, postępowych, tak naprawdę tracą własną osobowość. Stają się kolejną jednostką, która ślepo krytykuje wszystko, co ją otacza. Która, wierząc w swoje racje, lekceważy wszystko, co zawdzięcza innym. Traci przyjaciół, znajomych. W imię kwestii posiadania. W imię wmówionego sobie cynizmu.

Natknęłam się kiedyś na cytat Stachury: „Ludzi coraz więcej, a człowieka coraz mniej”, i trudno wyrazić słowami, jak głęboko oddaje on dzisiejszą rzeczywistość. Bo jeśli cynizm, jeśli pesymizm, to tylko taki, który wnosi coś w życie nasze i innych. To tylko taki, który motywuje, który zamiast wierzyć w obietnice poprawy, w puste słowa, wierzy w czyny. Jeśli już niewiara w jakiekolwiek ideały, to tylko taka, która jest ponad ideałami. Która do czegoś dąży i nie ufa bezsensownym formułkom.

Tak naprawdę chyba niewiele osób dzisiaj jest w stanie zdobyć się na bycie ponad realiami. Mało ludzi jest w stanie zapomnieć o samym sobie i po prostu się poświęcić. Dla lepszego jutra, dla kogoś, kto jest dla nas najważniejszy, a czasem dla kogoś, kto prawie nic dla nas nie znaczy. I może nie każdy potrafi się zmienić, ale każdy powinien umieć naprawiać błędy. Rozumieć je. Postarać się, zamiast narzekać na rzeczywistość, która nas otacza. Bo czym jest ta rzeczywistość, jeśli nie wytworem nas samych?

Kiedyś, kiedy już dojdziesz do wniosku, że świat jest niesprawiedliwy, a życie jest podłe, miej świadomość, że to, co najbliżej Ciebie, stworzyłeś sam. A ja? Nikogo nie próbuje nawrócić, nikomu nie wpajam nadmiaru wzniosłych słów – po prostu idę przeżywać własne szczęście, przez resztę swojego życia. I może z odrobiną cynizmu, i niewiary w zmiany, ale za to w z wiarą w to, że moje realia to tylko i wyłącznie mój wybór."