sobota, 19 września 2015

Rollin' home

Zabawne, jak szybko minęły wakacje. Nie mogę uwierzyć, że za tydzień będę już prawdopodobnie na drugim końcu Polski, czekając na pierwszy dzień zajęć, ponowne spotkanie ze znajomymi i powrót do uczelnianej rzeczywistości. Powoli znowu przychodzi mi się żegnać z przyjaciółmi, łapać ostatnie chwile błogiego lenistwa i towarzystwa rodziny. Nie mam pojęcia jak będzie wyglądał kolejny rok pod względem wolnego czasu, ale mam nadzieję, że odnajdę złoty środek między nauką, a życiem.

Tak sobie myślę o pierwszym roku lekarskiego, o osobach które dopiero zaczynają całą zabawę z medycyną - i w sumie to wcale im nie zazdroszczę :D Ubiegłoroczne wakacje były pełne stresu, oczekiwania na nieznane. Teraz jest inaczej, nie ma sensu się niepotrzebnie zastanawiać i roztkliwiać nad tym co nas czeka. Wszystko, z czym najgorzej się oswoić - zostało już oswojone.

Myślę, że na wszystko da się znaleźć czas. I właśnie takie jest moje postanowienie na nowy rok akademicki - umiejętnie manipulować wolnymi chwilami, wykorzystywać każdy moment jak najlepiej. By potem, w te wakacje za rok, nie wspominać wyłącznie ślęczenia nad stosem makulatury, ale i wspaniałe wyjścia ze znajomymi, noce okraszone ogromem śmiechu i alkoholu, przygody, przerywniki w nauce, wzloty i upadki.

Ja w tym roku miałam swoją małą motywację w kwestii histologii - musiałam ustukać punkty na zaliczenie na tyle szybko, by móc napisać czwarte koło na 0 punktów. Walka była zacięta i nierówna :D Niestety, jak to bywa w takich przypadkach - moje szczęście i dobra passa z pierwszego semestru prysły, jak bańka mydlana. Nasza prowadząca miała z tym całkiem sporo wspólnego, ale koniec końców, jej dobry humor i prostudenckie podejście wróciło, akurat w momencie, kiedy ważyły się moje losy. I udało się - mogłam z czystym sumieniem wsiąść 9. maja w autobus do Łodzi i spełnić swoje marzenie.

Co tak mocno mnie motywowało? Ano, bodziec był silny. Pewnego pochmurnego dnia, w trakcie baaardzo fascynującego wykładu z biofizyki, dostałam od mamy sms'a: "Scorpions'i zagrają koncert w Polsce". Dosłownie podskoczyłam, na szczęście udało mi się opanować okrzyk dzikiego entuzjazmu. :D Moja radość była nie do opisania - oczywiście od razu sprawdziłam co, gdzie, kiedy, za ile. I gdy tylko bilety pojawiły się w Empikach - pobiegłam po swój, jako, że pieniądze na taką okazję mam zawsze głęboko zachomikowane.

Miałam już jeden ich koncert za sobą. Niemniej to co ci dziadkowie robią na scenie, to jak potrafią porwać ludzi do zabawy - coś niesamowitego. Ich koncerty to po prostu magia. I wbrew oczekiwaniom, ich nowa płyta trzyma poziom. To była noc, na którą czekałam od grudnia, która uwierała w trakcie cotygodniowego wejścia z histologii i którą powtórzyłabym jeszcze milion razy.

Skakanie na płycie pod sceną skończyło się zakwasami, głośny śpiew - ochrypłym gardłem, ale wspomnienia jakie mi zostały - są bezcenne.

I życzę każdemu pierwszakowi przynajmniej jednego takiego dnia - kiedy nie liczy się nic, poza spełnieniem marzenia, bo mimo, że medycyna pewnie do tej pory była Waszym największym marzeniem - nie ma sensu zamykać się na całe 9 miesięcy na to, co się kocha. Więc w te ostatnie spokojne dni puszczam muzykę najgłośniej jak się da, tańczę i śpiewam, wspominam i cieszę się, bo wiem, że jeszcze niejeden koncert w życiu przede mną. Jest na co czekać!

A oto, co ostatnio mnie urzekło:


sobota, 12 września 2015

Thinking out loud

Wracam. Po ponad półrocznej przerwie, zostawiając za sobą pierwszy rok studiów i wszystko co z nim związane. Wracam, ale na zupełnie innych zasadach i zupełnie inna. Może dojrzalsza, może pozbawiona większości emocjonalnego ekshibicjonizmu - chcę na nowo odkryć pisanie.

Kiedyś chciałam, by ten blog był dla mnie odskocznią, pamiętnikiem dotyczącym mojego Miasta Marzeń i studiów. Potem zaczęłam to przeplatać swoimi prywatnymi zapiskami, opisami tego, co czuję, jaka jestem. Tylko, że chyba nie tędy droga. Kiedy po raz kolejny siadałam przed komputerem i wylewałam swoje frustracje, nawet nie publikując tego później, przyszło mi do głowy, że za bardzo się przejmuję słowami, tym, że ktoś znajomy może je odkryć, przeczytać, a ja wbrew pozorom jestem bardzo introwertyczna w życiu codziennym. Dlatego postanowiłam, że będę wylewać tu li i wyłącznie rzeczy, których nie wstydziłabym się powiedzieć na co dzień. Rzeczy, którymi mogę się podzielić z przyjaciółmi, ale i takie, które nie uwierałyby mnie nazbyt, gdyby ktoś niepożądany je odkrył.

Bez większego patosu, z bardzo luźnym podejściem do tematyki medycznej (jako, że teraz takich blogów jak mój jest na pęczki), witam na nowo świat wirtualnych frazesów, i z właściwym dla siebie patosem postaram się coś tu dorzucić od siebie.

Co tu ukrywać - dużo się wydarzyło od moich poprzednich postów. Pierwszy rok dawno zaliczony, praktyki wakacyjne odhaczone, jeszcze moment i czeka mnie powrót do uczelnianej rzeczywistości. Chciałabym, żeby ten przyszły rok akademicki był spokojniejszy, żebym ja potrafiła odnaleźć w sobie więcej dystansu i spokoju ducha. Przydałoby się też odrobinę więcej samodyscypliny i lepszej organizacji czasu.

Zapowiada się lżej. Czy ciekawiej... Ciężko stwierdzić. Będzie mi brakowało anatomii, histologii (jakoś na koniec się z nią polubiłam :D) i nagromadzenia pierdyliarda przedmiotów jednocześnie. Zaczniemy za to zajęcia zblokowane - już czuję ten ból porannego wstawania. Z pewnością ma to swoje plusy i minusy, przekonam się na własnej skórze i będę mogła coś więcej na ten temat powiedzieć. Póki co, czuję podobny dreszczyk entuzjazmu, do tego, który towarzyszył mi równo rok temu. Choć wiem, że tamto uczucie już nie wróci w pełnej okazałości.

Póki co rozkoszuję się ostatnimi chwilami wolności i z bólem serca zastanawiam, jak i kiedy nauczę się do testu semestralnego z fizjologii, pierwszego dnia października, i wejścia z biochemii, dzień później. Łudzenie się, że uczyłam się pilnie na zajęcia, jest chyba kiepską opcją w perspektywie zbierania punktów na zaliczenie. Moja uczelnia dba tak bardzo o dobrze wykorzystane resztki czasu WOLNEGO studentów <3

Trudno, nieszczególnie mnie to obchodzi na chwilę obecną. Pogadamy o tym, za dwa tygodnie. Póki co - chwilo, trwaj!

Kończę pozytywnie, zaczynając na nowo: