środa, 2 lipca 2014

Welcome to the jungle

Nie jestem dziewczyną, która ma milion ubrań w szafie i niezliczone ilości kosmetyków. Nie mam miliona markowych butów, ani najnowszego telefonu co rok. Nie mieszkam w mieście, ani nawet w miasteczku. Wiem, co znaczy ciężka fizyczna praca i brak zrozumienia w środowisku znajomych osób.

Jestem dziewczyną, która obiera ziemniaki w sylwestrowej sukience, w domu koleżanki. Po czym tańczy z szampanem w ręku w kuchni, bo przypada jej rola kucharki. Dziewczyną, która szczerze się śmieje z czarnego humoru i nie boi się horrorów. Dbam o siebie, potrafię się zatroszczyć o własną osobę, mam wystarczającą ilość ciuchów. Nie czuję się gorsza, ani ze względu na ilość posiadanych rzeczy, ani ze względu na charakter, mimo, że ktoś mógłby mnie tak ocenić.

To nie jest tak, że nie mam pieniędzy - mogłabym mieć trzy razy więcej wszystkiego, co sprawia, że w oczach innych jestem "lepsza", "fajniejsza", czy whatever. Ale szczerze? Wolę kupić sobie pierdyliard kilogramów słodyczy, milion książek czy choćby bilet na jakiś koncert niż udawać kogoś, kim nie jestem. Kto wcale nie jest lepszy ode mnie.

Patrzę na gówniary w wieku mojej Młodej, wysłuchuję jej tyrad w stylu "co tydzień nowe buty" i jakoś cieszę się, że nie mam 14 czy 15 lat, nie chodzę do gimnazjum i mam mózg. Lubię czuć się ładna, chyba każdy lubi. Ale nie uważam, że do tego konieczna jest metka, czy odpowiedni znaczek na podeszwie. Najlepiej wyglądam w ubraniach, w których się najlepiej czuję. Prostych, nieprzesadzonych. Bez ton biżuterii, z moim cudownym delikatnym wisiorkiem na szyi albo w bransoletce od moich dziewczyn. Z rozpuszczonymi włosami, subtelnym makijażem i iskierką ironii w oczach.

Gdybym cokolwiek miała zmienić w swoim wyglądzie, byłby to kolor włosów. W końcu dzięki nim, przeżyłam spotkanie z własnym przeznaczeniem. Jeśli kiedyś spotkacie w Mieście Marzeń buńczucznego czerwonowłosego elfa - wiedzcie, że postanowiłam wrócić do mojej magicznej czerwieni.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz