Jestem świadoma tego jak wiele zmian czeka mnie na chwilę obecną. Potrafię podjąć wyzwanie, ale mimo to w głębi serca boję się samotności. Tej "niekontrolowanej". Lubię spędzać czas we własnym towarzystwie, ale przecież to tylko względne. Wiem, że zawsze mam do kogo pójść, z kim porozmawiać. Wiem, że kiedy wszystko wali się na głowę są ludzie, którzy rzucą dla mnie wszystko. Ale wiem też, że ci ludzie będą przeze mnie cierpieć, będą tęsknić i to wcale niczego mi nie ułatwia.
Moja A. szuka nowego sposobu na życie, wolności, samodzielności i po prostu szczęścia. Moja rola w jej życiu z czasem zupełnie wyblaknie.
K. podejmie walkę o marzenia, będzie próbowała udowodnić, że jest lepsza, niż wszystkim się wydaje. I ma rację, bo to prawda. Pewnie jeszcze nie raz będzie mnie sprowadzać na złą drogę
Chloe wejdzie w nowe życie, ze swoją starą miłością. I nie wiem, czy znajdzie się w nim miejsce dla mnie.
Aś będzie musiała stawić czoła ogromowi przeciwności. Zawsze pozostanie mi bliska. A mimo to przykro mi na myśl, że często nie będzie mnie obok, kiedy ona będzie tego potrzebowała.
Jestem pewna tylko jednej osoby. I nie chodzi o to, czy relacja z nią przetrwa czy nie - nigdy nie zabraknie dla niej miejsca w moim sercu. Wierzę, że razem damy radę, ale wiem, ile przeze mnie wycierpi. Ile smutku i trudu będzie ją to kosztować. Zrozumiem, kiedy wybierze życie tutaj. Szczęśliwe życie - tylko tego sobie życzę dla tej osoby, niczego więcej mi nie potrzeba. Nawet jeśli będzie mnie to kosztowało roztrzaskane serce. Wszyscy wiedzieliśmy na co się piszemy - próbuję się tym usprawiedliwiać sama przed sobą.
Wszystko to przeleciało mi przed oczyma, gdy siedziałam na kocu przy dogasającym ognisku, zwinięta w kłębek, kiedy noc ustępowała miejsca porankowi, a dookoła mnie siedzieli ludzie, których miałam przy sobie przez ostatnie trzy lata i mówili o wspólnym mieszkaniu. Może to wcale nie takie proste zostawić wszystko za sobą... Mimo to, nikt z nich nie wie, ile tutaj przeżyłam. I nigdy się nie dowiedzą, dlaczego wyjadę 500km stąd.
Może właśnie to zaboli ich najbardziej.
Dla mnie to świeży start. Dwa tygodnie temu odetchnęłam z ulgą - mogę pożegnać się z wewnętrznym bólem. Jestem w tym momencie cholerną egoistką i sporo zapłacę za trzymanie się kurczowo wyznawanych wartości... Po prostu ponad wszystko cenię życie.
A tutaj go dla mnie nie ma i nigdy nie będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz